#Debiucik – Sebastian Milanowski

Jeżeli myśleliście, że oprócz wywiadów z cyklu #OkiemPrezesa lub #GośćZawodowiec, żaden inny cykl wywiadów już więcej nie powstanie, to… jesteście w błędzie!

Czas na kolejny nowy cykl o nazwie #Debiucik, w którym to będziemy rozmawiali z zawodnikami, którzy debiutowali w seniorskich rozgrywkach na szczeblu centralnym, bądź w forBET IV Lidze, czy też Klasie Okręgowej i noszą “łatkę” talentu.

Na “pierwszy ogień” poszedł Sebastian Milanowski z Olimpii Elbląg, który włączony jest do kadry pierwszego zespołu, a w lipcu tego roku udało mu się zadebiutować w drugoligowej ekipie. Miłego czytania 🙂


Jak trafiłeś do klubu? Czy ktoś namówił Cię na pierwszy trening w Olimpii?

Sebastian Milanowski: Mając pięć lat wyprowadziliśmy się z rodzicami z Polski i przez osiem lat mieszkaliśmy w Irlandii. Na pierwszy trening nikt za bardzo mnie nie nakłaniał. Kiedyś co prawda chodziłem z kolegami z podwórka pograć w piłkę, ale wówczas żaden z nas nie myślał, żeby zacząć chodzić regularnie na treningi w klubie i starać się rozwijać. Po powrocie do Polski miałem świadomość, że w Elblągu jest klub – Olimpia i sam zdecydowałem się podjąć treningów. Zacząłem trenować w wieku 13 lat, więc wydaje mi się, że dosyć późno zacząłem grać w klubie. Za granicą nie miałem takiej możliwości, żeby trenować regularnie i dopiero tutaj po powrocie do kraju mogłem rozpocząć treningi i sprawdzić się na tle innych. Z perspektywy czasu uważam ten krok za dobry. Minęło już sześć lat od tego momentu i myślę, że te treningi przyniosły bardzo dobry efekt.

Kto był zatem Twoim pierwszym trenerem?

Moim pierwszym trenerem był trener Adam Albertowicz. Z tamtego okresu jednak nie pamiętam zbyt wiele, ponieważ minęło już trochę czasu.

A kolejni trenerzy?

W kolejnej kategorii wiekowej pracowałem z trenerem Karolem Przybyłą, który aktualnie jest trenerem czwartoligowych rezerw Olimpii. W juniorze młodszym prowadził nas trener Władysław Obrębski, w rezerwach trener Szymon Waga, a następnie, kiedy trafiłem do pierwszej drużyny to trenował nas trener Adam Nocoń. Aktualnie, jak wiadomo, współpracujemy z trenerem Łukaszem Kowalskim.

Od zawsze byłeś wystawiany na pozycji środkowego pomocnika?

Nie. Początkowo byłem wystawiany jako „dziewiątka” lub podwieszona „dziewiątka”, u trenera Albertowicza z kolei grałem na boku pomocy, ale dopiero u trenera Wagi, który zauważył, że troszkę “ciągnie mnie” do środka pola i od tego czasu zacząłem bardziej się skupiać na grze w środkowej części boiska.

Pamiętasz kiedy trafiłeś na treningi pierwszego zespołu?

Pamiętam, że byłem akurat w szkole, kiedy jeden z kolegów podszedł do mnie i powiedział, że będę szedł na trening do „jedynki”, ponieważ któryś z zawodników pierwszego zespołu doznał urazu. Dwukrotnie uczestniczyłem w treningu drugoligowej drużyny i wróciłem do trenowania z rezerwami. Po zakończeniu tamtego sezonu zostałem na stałe włączony do pierwszej drużyny Olimpii.

Miałeś robiony tzw. „chrzest” w pierwszym zespole?

Nie, obyło się bez tego typu rzeczy. Wiadomo, że na początku, kiedy młody zawodnik pojawia się w szatni, to stara się nie przeszkadzać nikomu, więc siedzi się cicho, zajmuje się swoimi sprawami i wychodzi na boisko. W tej chwili wygląda to już trochę inaczej, złapałem kontakt z chłopakami i czuję się dobrze w szatni.

Czy któryś z zawodników wprowadzał Cię do pierwszej drużyny, tłumaczył jakie zasady tam panują, podpowiadał na treningach, itp.?

Wydaje mi się, że nie, ponieważ jestem typem osoby, która sama się takich rzeczy uczy. Na początku usiadłem gdzieś z boku, mało rozmawiałem ze starszymi zawodnikami i starałem się podpatrywać kto jak się zachowuje i starałem się nie robić nikomu żadnych problemów. Natomiast jeśli chodzi o kwestie boiskowe, to każdy, kto dysponuje większym doświadczeniem, udzielał wskazówek, które tylko mogą mi pomóc w rozwoju.

Jak wyglądał Twój debiut w drużynie seniorskiej?

Jeżeli liczyć drużynę czwartoligowych rezerw jako seniorów, to był to mecz właśnie na tym poziomie rozgrywkowym. Nie pamiętam dokładnie, z kim wówczas graliśmy. Miało to miejsce dwa lata temu, kiedy Olimpia Elbląg zgłosiła swoje rezerwy do rozgrywek.

Jak duży Twoim zdaniem jest przeskok pomiędzy IV a II ligą?

Uważam, że przeskok jest ogromny pod każdym względem. W oczy najbardziej rzuca się aspekt kondycyjny i piłkarski. Druga liga jest dużo bardziej wymagająca, trzeba być stale „pod prądem”. Dla mnie sporym szokiem były właśnie te początkowe mecze w II lidze. Mam nadzieję, że po powrocie drugoligowych rozgrywek nie będzie w moim przypadku tego szoku i szybko się do nich dostosuję.

Jakie emocje towarzyszyły Ci, kiedy zadebiutowałeś w spotkaniu II ligi przeciwko Pogoni Siedlce? Mocno się stresowałeś, czy raczej spokojnie do tego podchodziłeś?

Podczas rozgrzewki, kiedy miało się świadomość, że mogę zaraz wejść na boisko, miałem większy stres. Ma się w głowie dużo myśli, co się stanie, kiedy coś zawalisz, stracisz piłkę, a rywal strzeli bramkę. Wszedłem akurat przy wyniku 1:0, który udało nam się utrzymać. Gdy wyszedłem na boisko, natychmiast o takich złych myślach zapomniałem i w głowie miałem jedynie to, jak pomóc drużynie.

W pierwszym składzie Olimpii Elbląg w II lidze debiutowałeś w spotkaniu ze Skrą Częstochowa. Kiedy dowiedziałeś się o tym, że zagrasz w tym meczu od pierwszej minuty? Jak wówczas do tego pochodziłeś? Jest to niewątpliwie różnica, kiedy wychodzisz w pierwszej jedenastce, a kiedy wchodzisz z ławki…

O tym, jaki skład wystąpi w meczu dowiadujemy się zwykle kilka dni przed spotkaniem. Można to poznać po tym, jakie założenia taktyczne są przedstawiane przez trenera oraz po gierkach treningowych. W moim przypadku przygotowania do tego meczu wyglądały tak, jak zawsze. Nie było takich myśli, że to jest mój debiut w pierwszym składzie i muszę jakoś do tego wszystkiego podejść inaczej i nie starałem się szukać innego sposobu, niż tego, co zwykle. Po prostu podszedłem do tego meczu tak, jak do innych spotkań. Jest mecz, więc trzeba się maksymalnie skupić nad nim. Nie jestem taką osobą, która przed meczem nikogo nie słucha, zakłada słuchawki na uszy i się nie odzywa. Kiedy wchodzę na boisko, mam świadomość, że jest praca do wykonania i daję z siebie wszystko.

Czy trener Łukasz Kowalski, który prowadzi pierwszy zespół, nakreślił Wam już cele na ten sezon?

Jak dotąd nie rozmawialiśmy o takich rzeczach. Skupiamy się najpierw na meczu pucharowym*, a po nim będziemy rozmawiali o dalszym planie na ten sezon.

A czy Ty wyznaczasz sobie jakieś cele indywidualne na ten sezon, czy może na najbliższe miesiące, tygodnie, dni?

Chciałbym „łapać” jak najwięcej minut na boisku, tak jak było to w końcówce poprzedniego sezonu. Było to bardzo fajne doświadczenie. Każdy chciałby grać jak najwięcej, więc nikt za darmo miejsca na boisku mi nie odda, ani nikt nie jest w stanie zagwarantować mi tego, że będę grał. Muszę sam udowodnić swoją wartość i że zasługuję na kolejne występy.

Co jest Twoim piłkarskim marzeniem?

Pewnie jak dla każdego zawodnika marzeniem są występy w Reprezentacji Polski, to jest oczywiste. Czy uda mi się je zrealizować? Czas pokaże. Najpierw skupiam się na tym, co jest teraz, co będzie jutro, pojutrze.

Czy masz jakiś ulubiony klub zagraniczny?

Trochę wstyd się przyznać po ćwierćfinale Ligi Mistrzów, ale jest to FC Barcelona (śmiech).

A kto jest Twoim wzorem do naśladowania, idolem, ulubionym zawodnikiem i dlaczego jest to Sebastian Mila?

Jakbyś z nim przeprowadził wywiad, to myślę, że byłoby ciekawie (śmiech). Z młodszego pokolenia jest to Frenkie de Jong. Koledzy śmieją się, że przypominam go trochę z wyglądu (śmiech). To właśnie na nim się wzoruje. Podoba mi się jego gra, ma taki „luz”.

Uważasz go za najlepszego środkowego pomocnika na świecie?

Jeżeli chodzi o pozycję, do której mi najbliżej, to jest to Kevin de Bruyne. Wszyscy doskonale wiemy, jak on gra, jednak w moim ulubionym klubie jest nim właśnie Frenkie de Jong.

Dziękuję Ci za rozmowę.

Dzięki wielkie.

Rozmawiał: Mariusz Bojarowski
fot. Marek Lewandowski

* rozmowa odbyła się 19.08.2020, a więc przed meczem Pucharu Polski Chojniczanka Chojnice – Olimpia Elbląg