W kolejnym wywiadzie z cyklu #OkiemPrezesa rozmawiamy z prezesem B-klasowego klubu Czarni Małdyty, Dariuszem Niezdropą. Zapraszamy do lektury!
Od kiedy pełni Pan rolę Prezesa Czarnych Małdyty?
Swoją przygodę z Czarnymi Małdyty zacząłem wcześniej, jako zawodnik. W roku 2000 nabyłem dom w Małdytach. Jako, że interesowałem się piłką nożną, to któregoś razu poszedłem na mecz, potem na trening, minęło trochę czasu i zacząłem działać w klubie. Środowisko w Małdytach było dosyć „hermetyczne”, jeśli chodzi o piłkę nożną. Kiedyś usłyszałem, że jeszcze za krótko mieszkam w Małdytach, żeby móc się wypowiadać na temat Czarnych. Funkcję Prezesa objąłem w 2011 roku. Aktualnie jest to moja trzecia kadencja na tym stanowisku. Między 2003 a 2004 rokiem drużyna brała udział w rozgrywkach IV ligi i to właśnie wówczas drużyna była najwyżej notowana w swej historii. Kiedy to wszystko się „posypało” z powodu problemów finansowych, objąłem funkcję skarbnika w nowym zarządzie, lecz na niektóre sprawy miałem inny pogląd i postanowiłem zrezygnować i przez 4 czy 5 lat byłem w klubie, ale tylko jako zawodnik. Nie zawsze grałem, ponieważ konkurencja w składzie była bardzo mocna, albo po prostu byłem za słaby. Ogólnie przygodę z piłką rozpoczynałem w Huraganie Morąg, bodajże w 1978 r., na kanwie sukcesów słynnych „Orłów Górskiego” i samego trenera Kazimierza Górskiego. Każdy z nas chciał być jak Kazimierz Deyna, stać na murawie Stadionu Narodowego i słuchać hymnu Polski żując gumę (śmiech). Wtedy nie potrzebowaliśmy zagranicznych idoli.
Jaką sytuację finansową i kadrową zastał Pan w klubie? Czy były problemy z namówieniem lub pozyskaniem zawodników do gry w klubie, czy jednak ta kadra była stabilna i takich kłopotów nie było?
Wraz z kolegą Robertem Pawlikiem, który jest wychowankiem klubu i jest w nim całe sportowe życie, stworzyliśmy taki duet działaczy, plus Tomasz Wrona – trener i mentalny lider drużyny. Robert w pełni znał sytuację, ja zaś miałem świeże spojrzenie na funkcjonowanie klubu i zostaliśmy poproszeni o to, by poprowadzić klub, ponieważ ówczesny zarząd zrezygnował. Jeżeli chodzi o sytuację: klub istniał i funkcjonował, ale już po objęciu sterów zastaliśmy trochę zadłużenia i braki w sprzęcie sportowym. Z kadrą zawodników było łatwiej. Małdyty piłką nożną stały od zawsze. W naszej historii było paru zawodników, którzy grali później gdzieś wyżej niż „okręgówka”, czy to w IV czy też w III lidze, jak nasz wychowanek Tadeusz Kamiński, późniejszy sędzia piłkarski. Ogólnie rzecz biorąc to ta sytuacja nie wyglądała zbyt optymistycznie. Koledzy motywowali mnie, że jak zostanę Prezesem, to będę mógł liczyć na ich pomoc. Tych kolegów do pomocy już dawno nie ma, tylko ja z Robertem stoimy jak ten maszt z flagą, smagany wiatrem z każdej strony (śmiech). Buntujemy się przeciwko tym wiatrom, ale płynąć cały czas pod prąd jest bardzo ciężko.
Jak w Waszym przypadku wyglądały przygotowania do sezonu w czasie, kiedy obostrzenia dotyczące pandemii były bardzo rygorystyczne? Jak poradzili sobie z tym trenerzy?
W naszym przypadku pojęcie „trenerzy” jest bardzo względne. U nas w klubie są dwie osoby z licencjami trenerskimi: ja posiadam licencję UEFA B, a kolega, który został wysłany na kurs za środki klubowe ma licencję Grasroots C. W przeszłości mieliśmy bardzo nieciekawe doświadczenia z trenerami z zewnątrz. Dla części trenerów prowadzenie zespołów jest pasją, dla innych znalezieniem dodatkowego źródła dochodów. Któregoś razu jeden z trenerów odszedł z zespołu na tydzień przed startem ligi i zostawił nas w nieciekawej sytuacji. Przyszedł drugi trener, który objął zespół awaryjnie i zdobył 3 punkty w rundzie jesiennej, a przed rundą rewanżową zażyczył sobie kilkuset złotowej podwyżki i rozstaliśmy się, a drużyna seniorska się rozsypała. Dlatego podjąłem decyzję o zainwestowaniu w kursy trenerskie dla ludzi związanych z klubem. Wracając do tematu: przygotowania zaczęliśmy pod koniec lutego i przez dwa czy trzy tygodnie korzystaliśmy z orlika, bo taką mamy bazę. Kiedy nie było śniegu, trenowaliśmy na orliku, a jeśli pogoda nie pozwalała na realizację treningu, to przenosiliśmy się na salę gimnastyczną przy Szkole Podstawowej. Sala ta jest bardzo specyficzna, ponieważ jest długa i wąska, ale mamy to co mamy i z tego korzystamy. Także do połowy marca pracowaliśmy normalnie, a po tym „lockdownie” po prostu przestaliśmy trenować trochę ze strachu przed COVID – em, a trochę z poczucia odpowiedzialności za ewentualne konsekwencje. Czekaliśmy na rozwój wydarzeń.
Jak wygląda u Was sprawa młodzieży? Ile grup młodzieżowych zgłoszonych jest do rozgrywek?
Właśnie w tym aspekcie mam duży kłopot. Ten sezon jest dziwny, ze względu na koronawirusa oraz sytuację ekonomiczną. Gmina rozlicza rok biorąc pod uwagę okres działalności od stycznia do grudnia, a w przypadku sezonu piłkarskiego wygląda to tak, że funkcjonujemy od sierpnia do czerwca, co powoduje że zaczynamy sezon z jednym budżetem, a kończymy z innym. Niestety te finanse znacznie zostały ograniczone i w związku z tym wyliczyłem, że nie uda nam się rozliczyć dotacji na zadanie publiczne, musieliśmy wycofać z rozgrywek drużynę młodzika oraz drużynę juniora starszego, ponieważ będzie trzeba zwrócić tę dotację, ponieważ w warunkach dotacji była określona liczba spotkań do rozegrania w ciągu realizacji zadania, a z racji tego, że wiosną w ogóle nie graliśmy, to było bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie rozliczymy w sposób uczciwy tej dotacji, a ja nie jestem zwolennikiem kombinowania. Po szeregu rozmów z osobami, które decydują o finansach, podjęliśmy z Robertem taką decyzję, że pozostaniemy tylko przy grupie seniorskiej, ponieważ oni wygenerują nam najmniejsze obciążenie, a że są dorosłymi osobami, to mogą pewne rzeczy organizacyjne wziąć na własne barki. Podsumowując: kiedyś graliśmy tylko drużynami młodzieżowymi, po wspomnianym wcześniej zawirowaniu z trenerami i wycofaniu seniorów, wśród społeczeństwa była taka opinia, że nie ma klubu, ponieważ nie ma zespołu seniorskiego, a ta dziecięca piłka nie jest tak ekscytująca. Co prawda rodzice z pewnością się ekscytują, lecz pozostała grupa kibiców zdecydowanie woli piłkę seniorską i stąd taka decyzja, więc niestety nasze drużyny młodzieżowe nie przystąpiły do tegorocznych rozgrywek. Uważam, że to wielka strata, biorąc pod uwagę fakt, iż wkład pracy w to, żeby w obecnych czasach utrzymać młodzież przy piłce, przy tej konkurencji ze strony komputerów i innych urządzeń, jest ogromny. Kilka lat temu mieliśmy aż sześć drużyn młodzieżowych: dwie drużyny orlika, dwie żaka, drużynę młodzika i drużynę juniora, a do tego seniorzy. Sama organizacja turniejów dla młodszych kategorii wiekowych, często na prośbę związku, też nie należało do najłatwiejszych, bo najczęściej nikt tych turniejów nie chciał organizować, także ze względu na koszty. Sporo osób myśli, że piłka na takim poziomie to kilku czy kilkunastu „szaleńców” ubranych w krótkie spodenki oraz długie getry i wystarczy rzucić im piłkę i będą biegali za tym przedmiotem bez opamiętania, a tu okazuje się że jest to duży problem logistyczny obwarowany szeregiem wymogów regulaminowych i przepisów.
Jak przebiega współpraca z samorządem lokalnym i sponsorami w Waszym przypadku?
Temat rzeka. Jako piłkarz, trener i działacz przeżyłem trzech wójtów. Z dwoma z nich współpracowałem i współpracuję jako Prezes. Piłka nożna jest u nas specyficznie traktowana na zasadzie: jaki tam klub, przecież to zwykłe kopanie piłki, więc po co tyle zamieszania. Jak się okazuje, gdyby zagłębić się bardziej w szczegóły, to prowadzenie klubu jest bardziej złożone, niż się wydaje. Anegdotycznie powiem, że kiedy rozpoczynałem współpracę z Gminą, to musiałem przez dwa czy trzy lata namęczyć się, by wytłumaczyć różnicę pomiędzy kosztami działalności statutowej a działalnością statutową. Bo o ile współpraca z organizacjami pozarządowymi pozwala na finansowanie działań statutowych, w tym przypadku piłki nożnej, to nie pozwala na przeznaczanie dotacji na koszty statutowe, czyli w skrócie na różne opłaty. Kiedyś również zadano mi pytanie przy rozliczaniu dotacji: jak to jest, że napisałem o sportowym trybie życia dzieci, młodzieży i seniorów. Więc dostałem pytanie: „jaki ty mecz dla seniorów zorganizowałeś?”. Musiałem wytłumaczyć, że senior to nie osoba chodząca o lasce, tylko senior to jest kategoria wiekowa w piłce nożnej, w której mogą grać już osoby, które ukończyły szesnasty rok życia. Któregoś razu zapytano mnie: „jak trening piłkarski wpływa na tężyznę fizyczną człowieka?”. Przecież można napisać na ten temat doktorat. Wracając do tematu: w Małdytach bez wsparcia gminy nie ma piłki nożnej. Około 80% środków na funkcjonowanie klubu czy stowarzyszenia kultury fizycznej pochodzi od Gminy. W tym roku mamy taką sytuację, że kwota pieniężna, którą otrzymywaliśmy z tytułu zajmowania się obiektem w Małdytach, za jego obsługę, została ograniczona, przez co pojawiły się problemy z realizacją założonych działań. Ze sponsorami natomiast sprawa wygląda tak, że dużo łatwiej namówić jest ich na jednorazową akcję. Warto wspomnieć o współpracy z „Agro Małdyty”, które bardzo nas wspierają w taki sposób, że corocznie otrzymujemy nawozy do nawożenia boiska oraz wodę i wapno do sypania linii. Pozostałe firmy wspierają nas okazjonalnie. Pan Waldemar Kaczkan od czasu do czasu, kiedy poprosimy, przekaże nam jakieś środki. Kiedy robiliśmy w zeszłym roku obchody 60-lecia klubu to niektóre podmioty zaangażowały się w takie przedsięwzięcie, ale jak wspomniałem, łatwiej jest przekonać je na jednorazowe wsparcie finansowe przy organizacji tego typu wydarzenia nawet w większej kwocie. Sam prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą i wiem, że wzięcie na siebie długotrwałego zobowiązanie nie jest najprostsze. Wolałbym, żeby przez cały rok ktoś dawał mi kilkaset złotych miesięcznie, bo finalnie dałoby to większą kwotę. Ludzie też o tym wiedzą i potrafią liczyć, że łatwiej jest dać jednorazowo, bo akurat mają, ponieważ jakaś faktura spłynęła i jest to prostsze, niż się opodatkować. Cała gmina ma ok. 6000 mieszkańców, więc jest nie duża, co powoduje, że jest to trudny teren do funkcjonowania. Współpraca z samorządem lokalnym nie jest łatwa bo tu zbiegają się różne idee i ucierają priorytety. Wiem, że w innych gminach promotorami klubów w samorządzie są radni, którzy są fanami piłki nożnej. U nas jest trochę trudniej i trzeba się nakombinować żeby dotrzeć do „odpowiedniego ucha”.
Jakie działania marketingowe podjęliście w ostatnim czasie?
Bardzo długo walczyłem ze stroną internetową, żeby w ogóle ona działała. Po ciężkich bojach ostatecznie się udało postawić ją „na nogi”, bo firma, która miała się tym zająć strasznie się męczyła. Kiedy byliśmy jeszcze w A Klasie i była szansa na walkę o Klasę Okręgową, to bardzo często pojawiały się zdjęcia i opisy z naszych spotkań. Udało się to zrobić w taki sposób, że nigdy to nie przepadnie, ponieważ jest to podpięte pod gminę, tzn. my zajmujemy się tym, ale jest to własność gminy, więc póki gmina nie zniknie, to ta historia tam pozostanie. Przynajmniej mam taką nadzieję. Przez nasz klub przewinęli się m.in. Marek Witkowski, Wojciech Tarnowski, Marcin Brall czy bracia Kulpaka. Wcześniej był też Tadeusz Kamiński, którego występ w zespole Huraganu Morąg przeciwko Polonii Warszawa w starej III lidze zapamiętałem będąc jeszcze dzieckiem. Dla młodego chłopaka był to wzór jeśli chodzi o pozycję bocznego pomocnika. Przy okazji 60-lecia klubu wydaliśmy specjalną broszurę, w której można znaleźć najważniejsze informacje o historii klubu. Oprócz tego, że pełnię rolę Prezesa w Czarnych, jestem także samozwańczym kronikarzem tego klubu, jednak z dawnych czasów nie mam zbyt wiele materiałów, ponieważ ich dostępność jest zależna od tego, kto w jaki sposób lubił pisać. Od czasu, kiedy otrzymałem materiały od Pani dyrektor GOKiS Marzeny Nagórko, której teść był działaczem za czasów PRL, wiemy trochę więcęj o tamtych czasach w Czarnych Małdyty. Jeżeli uda znaleźć mi się trochę czasu, to mam w planach zeskanowanie tych materiałów i wrzucenie ich na stronę internetową do zakładki historia klubu, gdzie staram się umieszczać różne historyczne informacje, które gdzieś się pojawiają, ale ostatnio bardzo mało jest takich artykułów. Mamy też swój profil na portalu Facebook, jednak zdecydowana większość materiałów pojawia się na naszej stronie internetowej. Facebook służy nam głównie do promowania treści ze strony internetowej i bieżących newsów. Także na naszym kanale na Youtube znajdują się filmy z meczów, bo oprócz tego, że zostałem samozwańczym kronikarzem, to jeszcze zostałem operatorem kamery i nadwornym fotografem Czarnych Małdyty, więc prawie wszystkie zdjęcia znajdujące się na stronie są mojego autorstwa, zaś filmy na Youtube są w 100% zrealizowane przeze mnie. Staram się to dokumentować, podsumować lata, w lepszym okresie gry Czarnych robiliśmy statystyki bramkowe, itd. Dzięki temu wiem, że na przykład Kamil Brzeziński w trakcie jednej rundy zdobył 16 goli i nikt do końca sezonu go nie pokonał, pomimo, że wiosną grał już w barwach IV-ligowej wówczas Unii Susz. Materiałów wideo i zdjęć jest znacznie więcej niż na stronie, ale brakuje czasu na ich obróbkę i wstawianie na stronę. Może kiedyś, już na emeryturze…
Sezon w B Klasie rozpoczęliście od pogromu… Pogromu Aniołowo. Czy przed sezonem został postawiony przed drużyną seniorską jakiś cel?
Tak, początek był dobry, wygraliśmy 9:2. Nie byłem osobiście na meczu, ponieważ obowiązki nie pozwoliły mi na to. Trochę mamy problemów, jeżeli chodzi o nasz stadion. Płytę boiska mamy dobrą, za moich dwóch poprzednich kadencji, przy współpracy z gminą, firmą „Kaczkan” i Zakładem Masarskim „Kołtek udało się nam także wymienić ławki rezerwowych, przestaliśmy wiązać siatki na sznurek do słupków, gdyż naprawiliśmy bramki, wyremontowaliśmy sobie wał. Miałem w planach wykopanie studni, bo mamy niedaleko jezioro, po to, by móc nawadniać boisko. W tej chwili nasza murawa przypomina bardziej kolorem ściernisko, ponieważ przy tej temperaturze i braku opadów deszczu trawa po prostu uschła. Dzięki Panu Wójtowi mamy też trybuny z numerowanymi siedzeniami, które mogą pomieścić 200 osób. Naszą największą bolączką jest budynek klubowy. Po 40 latach eksploatacji ten budynek się zdegradował i został wyłączony z użytkowania decyzją GOKiS i wracamy do czasów, kiedy będziemy przebierali się na ławeczkach albo w samochodach. Niestety nasz budżet nie pozwala na realizację takiej dużej inwestycji. Wyremontowanie budynku we własnym zakresie zgodnie ze sztuką znacząco przekracza możliwości klubu. Słyszę głosy, że większą część pieniędzy ze środków klubowych powinniśmy poświęcać na ten budynek klubowy, prowadzę klub na tyle długo, że wiem na co mi starczy, a na co nie. W zeszłym roku na płycie boiska wymieniliśmy trawę na polach bramkowych i dzięki temu bramkarz nie stoi w wodzie po kostki, jak to bywało wcześniej i okazuje się, że bramki mają normalne wymiary, bo tak zawsze był problem, że jeden słupek był wyższy niż drugi przez podłoże, więc przy okazji 60-lecia zainwestowaliśmy w tę trawę. Byli zawodnicy, którzy przyjechali na mecz wspomnień to pytali się, czy szykujemy się do Ekstraklasy, bo rzadko się zdarza, żeby grać choćby na fragmencie murawy, która jest w takim stanie. Jeżeli chodzi o cele w tym roku, to będzie to po prostu przetrwanie w tym ciężkim okresie. Cieszę się, że pomimo zawirowań i troszkę podciętych skrzydeł w moim przypadku, postanowiliśmy z Robertem jednak dalej zaangażować się w działalność, ponieważ byłem na skraju rezygnacji z funkcji Prezesa. Muszę podziękować też grającemu trenerowi seniorskiej drużyny Arkadiuszowi Stangreckiemu oraz sekretarzowi Robertowi Pawlikowi, o którym wspominałem, bo tylko dzięki nim nie zrezygnowałem. Jako „depozytariusze” tradycji Czarnych Małdyty podejmiemy wyzwanie dalszego prowadzenia klubu. Nie wiem, jak to wszystko się zakończy, ale do końca roku na pewno będę na tym stanowisku, natomiast nie wiem, czy wytrwam dłużej. Celów drużynie nie stawiałem. Celem jest to, żeby w Małdytach była piłka nożna, żeby coś się działo, żeby przyszedł ktoś na trybuny i krzyknął: „ej, ty, czemu źle podałeś?!” (śmiech). Taki jest cel na tę chwilę, dla takiego klimatu na stadionie tak na dobrą sprawę się żyje.
Rozmawiał: Mariusz Bojarowski
fot. gokismaldyty.naszgok.pl / facebook Czarni Małdyty